niedziela, 5 marca 2023

Wywiadzik z Doomster Reich

Łódzki kwartet Doomster Reich to dla jednych zespół doskonały, który z płyty na płytę konsekwentnie rozwija swój miażdżący styl, dla innych natomiast to kupa łajna, na którą szkoda poświęcać uciekający wciąż czas. Tak czy owak, zespół ten ma albo oddanych fanów, albo zajadłych oponentów. Nie spotkałem jeszcze kogoś niezdecydowanego, jeżeli chodzi o ten ansambl, a takie postawy cechują jeno największe na tym łez padole grupy. Nie ukrywam, że ja zaliczam się do zdecydowanych stronników zespołu, a ich ostatnia, wydana w barwach Old Temple pod koniec zeszłego roku płyta, którą miałem okazję recenzować na łamach Apocalyptic Rites, to album wg mnie wyśmienity. Postanowiłem zatem nieco porozmawiać sobie z kapelą na jej temat (choć oczywiście nie tylko). Tak więc wszystkich, którzy mają ochotę zapoznać się z ową pogawędką, zapraszam do lektury.


Cześć. Jak zdróweczko?

Markiz: Witam. Różnie to bywa o tej porze roku, ale tragedii nie ma.

Wasza ostatnia płytka „Blessed Beyond Morality”, mnie osobiście wgniotła w podłoże, a czy Wy, jako jej twórcy jesteście zadowoleni z muzyki, która się na niej znalazła?

Markiz: Oceniając ten materiał z dłuższej perspektywy czasowej jestem zadowolony z niego zarówno pod względem produkcji jak i jakości samych kompozycji. Trochę czasu mu poświęciliśmy, kosztowało to nas dużo energii i pod koniec realizacji albumu byliśmy nim zmęczeni. Przerwa, jaka nastąpiła od zakończenia nagrań do ich upublicznienia (a w tym przypadku nie było to mało czasu) pozwoliła nam nabrać dystansu do tych nagrań i bardziej na chłodno spojrzeć na efekt finalny. Osobiście jestem z „Blessed Beyond Morality” zadowolony i uważam, że wraz z „Drug Magick” to nasz najlepszy materiał. Jest najbardziej reprezentatywny dla tego czym jest Doomster Reich.

A jak odzew środowiska branżowego, że się tak wyrażę i przede wszystkim, jak reagują na nią słuchacze metalowego łomotu?

Markiz: Recenzje jak na razie tylko trzy się ukazały i były bardzo pozytywne. Wśród znajomych fanów metalu różnie; część zadowolona, część się od tych dźwięków odbiła. Jesteśmy ciekawym tworem na polskiej scenie i właściwie odosobnionym, jeżeli chodzi o prezentowane dźwięki, co może wpływać na nasz odbiór zarówno pozytywnie, jak i negatywnie, bo mimo pewnej oryginalności nie gramy łatwo przyswajalnych utworów. Najważniejszym jest dla nas, że mamy nadal frajdę z grania na próbach i na koncertach.

Gatunek, jaki sobie wybraliście nie należy ani do najłatwiejszych, ani do najbardziej popularnych, co Was więc podkusiło, aby wziąć się z nim za bary?

Markiz: W tej chwili trudno to, co gramy wpuścić w jakieś jedne ramy stylistyczne, dla mnie to jest ciężka pod względem brzmienia, raczej mroczna i niepokojąca muzyka psychodeliczna. Są w niej nawiązania do doom metalu, bo wszyscy w zespole kochamy Pentagram, Black Sabbath, Trouble, Saint Vitus i Cathedral, mocno jesteśmy zakorzenieni w scenie Detroit: wczesny Alice Cooper, the Stooges, MC5, bardzo cenimy sobie Hawkwind, jakiś pierwiastek ekstremalnego metalu też się u nas pojawia (miłość do makabry, horroru, Autopsy i starego black metalu), ponadto lubimy krautrocka i współczesne kapele metalowo psychodeliczne jak Dark Buddha Rising czy Oranssi Pazuzu. Wszystkie te wpływy przemielone przez Nas tworzą muzykę Doomster Reich, dlatego trudno mi jednoznacznie się wypowiadać na temat gatunku, jaki prezentujemy. Upraszczając, jeżeli naszą twórczość można zaliczyć do metalu psychodelicznego, to najlepszą odpowiedzią na Twoje pytanie „co nas podkusiło, aby tak grać?” będzie fakt, iż zarówno lubimy grać ciężką rockową muzykę, jak i łykać LSD;)

Konsekwentnie, niemal z maniackim uporem rozwijacie swój styl, co przynosi efekty, gdyż jak na razie każda, kolejna Wasza płyta jest lepsza (przynajmniej po mojemu) od swojej poprzedniczki. Wygląda więc na to, że uparte z Was dziady i ciężkiej pracy się nie boicie, mam rację? A może to tylko złudzenie?

Markiz: To fakt, uparte z Nas typy:) Wszystko jest wynikiem miłości do muzyki i chęci wspólnego grania. Co do pracy, to jest różnie, jedne utwory wymagają jej więcej inne mniej. Weź pod uwagę, że wszyscy pracujemy i gramy też w innych zespołach, więc zwykle jest to jedna dwugodzinna próba tygodniowo. Takie hobby;)

A co zrobicie, gdy w pewnym momencie dojdziecie do ściany i zdacie sobie sprawę, że nic więcej już w tym stylu stworzyć nie dacie rady? Zespół pójdzie wówczas w niebyt, czy też po prostu dalej będziecie tworzyć to, co Wam w duszy gra, mając w dupie cały świat?

Markiz: Doomster Reich jest kwintesencją opcji numer dwa.

À propos świata. Zapewne mniej lub bardziej obserwujecie to, co dzieje się obecnie w tym bagnie. Czy na podstawie tych obserwacji sądzicie, że dążymy do autodestrukcji i kiedyś wszystko to jebnie na ryj?

Markiz: Nic nie jest pewne i przesądzone, wobec powyższego trzeba się skupić na tu i teraz i NAPIERDALAĆ DLA DIABŁA. Element destrukcyjny zawsze występował na przestrzeni dziejów i jest nieodzownym elementem ludzkiej natury. Problemem jest to, że ludzi na tej planecie jest zdecydowanie za dużo i to wraz z rozwojem technologii (od której notabene jesteśmy coraz bardziej uzależnieni) może Nas (ludzi jako gatunek) doprowadzić do autodestrukcji.

Trzeci już materiał wydajecie pod sztandarami Old Temple. Tak dobrze Wam u Eryka, czy też nie chce Wam się szukać innego wydawcy, a może czymś Was przekupił (nie wiem, obiecał 40 dziewic, stado wielbłądów, a może roztoczył przed Wami wizję, że będąc w jego barwach będziecie się pławić w dziwkach i majonezie)?

Markiz: Wszystkiego po trochu:) Mam mocno koleżeńskie relacje z Erykiem, jako jeden z niewielu rozumie naszą muzykę. Wspiera nas niemal od samego początku. Poza tym nie chciało nam się szukać kogoś innego. Kontaktuje się z Erykiem często w sprawach niezwiązanych z zespołem, więc takie przyjacielskie relacje ułatwiają komunikację.

Wasza muzyka ma klimat, który mocno kojarzy mi się z magicznymi obrzędami, które później częściowo przejęły loże masońskie i stowarzyszenia wolnomularskie. Czy ktoś z Waszego zespołu interesuje się tymi tematami i zagłębia się w prace pozostawione przez Alistera Crowleya, czy Eliphas’a Lévi’ego? A może górę bierze w Was patriotyzm i preferujecie polskich mistyków i okultystów?

Markiz: To dobrze, że tak się kojarzy. Ten pierwiastek rytualny w naszej muzyce jest dla Nas bardzo ważny, dla mnie ma on charakter bardziej pogański niż masońsko – wolnomularski. Dziki, nieokrzesany, transowy, gdzie sacrum przenika profanum, a jednostka wchodząc w trans staje się naczyniem dla bytów/energii spoza naszego wymiaru. Wraz z Raszem mocno interesujemy się takimi tematami, a utwory lub fragmenty dzieł takich autorów jak Crowley, Osman Spare, Witkacy czy Baudelaire wykorzystujemy jako teksty naszych kawałków.

Odnoszę także wrażenie, że bardzo ważna jest dla Was właśnie ta mistyczno-ezoteryczna warstwa Waszej muzyki, skąd więc czerpiecie ową mistykę w dzisiejszym zdigitalizowanym, opanowanym przez Internet i wszelakiego asortymentu aplikacje świecie? Czymś się nieznacznie wspomagacie?

Markiz: Staram się przynajmniej raz w miesiącu odbyć jakąś podróż psychodeliczną w towarzystwie lub bez. Wpływ substancji psychoaktywnych czasami pomaga osiągnąć stan transu i łączności z innym wymiarem – jest to transcendentne doświadczenie, która czasami udaje mi się przelać na dźwięki. Poza tymi odświętnymi doświadczeniami, duża rolę odgrywa w Naszym przypadku literatura, film, malarstwo i wyobraźnia.


Wracając do odbioru Waszej muzyki przez słuchaczy. Wolicie mieć oddane, choć być może mniejsze grono fanów, czy miliony mniej, lub bardziej przypadkowych klakierów?

Markiz: Nie mamy wpływu na to, kto jest naszym odbiorcą. Za sprawą charakteru muzyki Doomster Reich raczej skłaniałbym się do pierwszej opcji, czyli mniejsze, ale oddane grono fanów. Nie potrafię sobie wyobrazić, aby nasza twórczość nagle zaczęła przemawiać do jakiejś szerszej – randomowej publiczności.

Co porabiacie poza rzępoleniem w Doomster Reich? Oglądacie namiętnie klasyczne pornole, biegacie boso po rozgrzanych węglach, czy może tworzycie poezję mówioną, chodzoną, śpiewaną, tupaną, a może robicie coś zgoła odmiennego (zbieranie mrówek, kolekcjonowanie kleju od znaczków)?

Markiz: ¾ składu udziela się jeszcze w Deep Desolation. Poza tym mamy jeszcze inne projekty muzyczne. Ja lubię aktywnie spędzać wolny czas, więc filmy pornograficzne to dobry trop;) plus muzyka, sport, literatura, filmy i knucie.

A jak odbywa się u Was proces twórczy? Przeważa spontaniczny, radosny jam session, czy też to mozolne składanie zusammen razem do kupy przyniesionych przez każdego z Was pomysłów.

Markiz: Niektóre pomysły wypływają z niekoniecznie radosnego jam session, ale głównie ja lub Rasz przynosimy jakiś riff lub pomysł na utwór i wspólnie go obrabiamy na próbach do czasu jak będziemy zadowoleni z finalnego efektu. Niestety jest to często mozolny proces.

Być może miałem pecha, ale nigdy nie ustrzeliłem Was na żywca. Gracie w ogóle koncerty, choćby raz na jakiś czas?

Markiz: Owszem, od tego roku gramy koncerty. Koncentrujemy się na przekrojowym secie złożonym z 5-ciu utworów. Lista będzie się zmieniać, forma utworów również, tak aby sprawiało nam to nadal jakąś satysfakcję.

Jakie warunki trzeba by spełnić, aby zaprosić Was na jakąś sztukę?

Markiz: Na tę chwilę zwrot za paliwo to mus, dobrze jakby było jeszcze na fajki i browar (mimo że nie palę). Jak dalszy wypad, dobrze jak się nocleg i jakiś posiłek znajdzie. Także niewiele. Trzeba się z nami skontaktować i dogadać wszystkie aspekty. Proste, a potem jak pertraktacje pójdą dobrze to wyruchamy wasze uszy.

Nie da się ukryć, że nowicjuszami już nie jesteście, swoje doświadczenia macie, jak więc oceniacie obecną kondycję sceny metalowej w naszym kurwidołku?

Markiz: Osobiście niewiele polskich bandów przypadło mi ostatnio do gustu. Mogę podać dwie nazwy, jakie zakupiłem na cd w tym roku: Armagh – wielkie zaskoczenie i wspaniały hołd dla zespołów NWOBHM zrobiony z doskonałym wyczuciem i klimatem oraz Sodality projekt muzyków Cultes des Ghoules i Lvcifyre – taki nawiedzony klimat to ja bardzo lubię. To są wyjątki, polskie młode zespoły w większości niestety kierują się koniunkturalizmem i chcą się często podczepić do tego co jest w danej chwili modne. Następuje wysyp zespołów zorientowanych na dany klimat, mieliśmy już konkretny zalew kopistów Furii i Mgły, był boom na zespoły stonerowe. Szczerze to robi mi się od tego mdło, ale na szczęście jakieś rodzynki się pojawiają, oby nie utonęły w morzu przeciętniactwa.

Teraz czas na chwilę szczerości. „Blessed Beyond Morality” to płyta, która sponiewierała mnie okrutnie, niesamowicie wkręciła się w masę szarą mojego mózgu i ni chuja nie chciała się stamtąd ulotnić (i chwała jej za to). Nie pomagały prośby, groźby ni próby perwersyjnej perswazji. Może to pytanie wyda się Wam banalne, ale jak się kurwa robi takie płyty?

Markiz: Trudno to w prosty sposób wyjaśnić, ale był to bolesny proces, który prawie doprowadził do rozpadu zespołu i skończył się dwuletnią przerwą w działalności zespołu. Więc w naszym przypadku, może musimy stanąć na skraju, aby wyszło coś takiego jak „Blessed Beyond Morality”.

A jak wyobrażacie sobie starość? Nadal będziecie pić (tyle że wówczas pewnie rumianek, lub czystek) i słuchać Metalu (bo o machaniu dynią dla Szatana raczej nie będzie już mowy)?

Markiz: Szczerze to wolę nad tym nie rozmyślać i skupić się na teraźniejszości. Na pewno puki słuch mi nie wysiądzie muzyka będzie mi towarzyszyć do końca.

Może to jeszcze zbyt wcześnie, ale myśleliście już przypadkiem o zarysach kolejnego materiału? Czy będzie to, daj Panie Szatanie, kontynuacja „Blessed…”, czy też raczej to zamknięty rozdział, a Wy będziecie odważnie eksplorować jeszcze bardziej chore terytoria muzyczne? A może nawet macie już jakieś pierwsze konkrety?

Markiz: Na razie skupiamy się na koncertowaniu i przypominaniu sobie naszych dotychczasowych utworów. Przyszłość w tej materii jawi się mgliście i tajemniczo. Można spodziewać się wszystkiego w tym i niczego:)

Powoli kończąc już te spytki oczekuję teraz brutalnej szczerości z Waszej strony. Nie jestem specjalistą od wywiadów, zdecydowanie wolę pisać recenzje płyt i relacje z koncertów. Zawsze jednak staram się, aby wywiady, które robię miały raczej charakter luźnej rozmowy i nie trzymały się sztywnych szablonów (oczywiście na tyle, na ile to możliwe). Jak więc oceniacie ten interview?

Markiz: Całkiem dobrze. Pytania na tyle ciekawe, że aby na nie odpowiedzieć, potrzebowałem raptem dwóch weekendowych podejść. Niestety na razie nie ma możliwości tak rozciągać czasoprzestrzeni, żeby można było odpowiedzieć w krótszym odstępie czasowym. Bez sztucznej kokieterii była to przyjemność.

Dzięki za poświęcony czas. Mam nadzieję, że uda się kiedyś spotkać face to face, być może na jakiejś Waszej sztuce, coś tam chlapnąć i pogadać o starych karabinach. Ostatnie słowa należą do Was. Jeżeli coś Wam leży na wątrobie, to teraz jest ten czas, kiedy możecie to z niej zrzucić.

Markiz: Jeżeli muza dla Was jest również wyzwaniem to zapraszam do konfrontacji z „Blessed Beyond Morality”. Do zobaczenia na jakimś gigu gdzieś tam.

I tego się trzymajmy.


Hatzamoth